Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Advertisement
Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Uwaga! Strona może zawierać treści nieodpowiednie dla Twojego wieku.
SzI2
Szkoła z internatem
 

Sezon drugi

Wesołych Świąt...

— "Rozentuzjazmowany" Buford


Jest to świąteczny odcinek Seboliii.

Opis[]

Zbliżają się święta. Linda i Lawrence zapraszają Fineasza, Ferba i Fretkę na wigilię, by wyjaśnić ostatnio zaistniały problem rodzinny. Fineasz i Ferb, podczas wybierania prezentu dla rodziców, dostają ofertę wystąpienia w programie śniadaniowym znanej reporterki wraz z przyjaciółmi. Izabela, której przyjaciółki nie wierzą, że jest z Fineaszem, chce wykorzystać okazję i ogłosić światu wspaniałą wieść. Podczas wywiadu Stephanie i Summer poznają się. Tymczasem Moranica "prosi" Fretkę o pomoc w znalezieniu odpowiedniego prezentu dla Zoltana.

Bohaterowie[]

Scenariusz[]

Narrator: 22 grudnia, dwa dni do świąt.

(Fineasz budzi się. Wstaje i wkłada stopy do świątecznych bamboszków)

Fineasz: A gdzie wszyscy?

(Fineasz przeciąga się, po czym wychodzi z kopalni. Pięć minut później dociera do holu głównego. Uczniowie stoją na stołkach i wieszają lampki świąteczne. Moranica ogląda to wszystko)

Moranica: Nie ociągać się, matoły!

(Baljeet'owi wypada kilof, którym wbijał gwoździe)

Baljeet: Niech to szlag! Poda mi pani kilof!

Moranica: A co ja jestem, podawaczka kilofów?!

Baljeet: A co ja jestem, niewolnik?! Teoretycznie to nie jest pani moją dyrektorką!

(Moranica podnosi kilof i rzuca nim w Baljeet'a. Chłopak upada na podłogę)

Moranica: Masz rację, więc konsekwencje waszych wypadków ponosi Zoltuś!

Fineasz: Co pani wyprawia?

Moranica: No jak to co, za dwa dni święta, a ja zapomniałam przystroić szkoły! Znowu...

Fineasz: Nigdy pani nie zapomnę tego wigilijnego wieczoru sprzed dwóch lat.

Moranica: E, nie marudź. Pomóż temu śmierdzącemu i swojej dziewczynie przy choince!

Fineasz: A pani skąd o tym wie?!

Moranica: Każdego przystojniaczka usadzam na elektrycznym krześle i zastraszam.

Fineasz: Po co to pani?

Moranica: Bo ja wiem. Dowiedziałam się w ten sposób wiele ciekawych rzeczy.

Fineasz: Na przykład?

Moranica: O... czekaj, muszę se przypomnieć najlepszą informację, by śmiesznie było.

Fineasz: Gdzie jest ta choinka?

Moranica: Zaprowadzę cię.

(Moranica wychodzi na dwór, a za nią Fineasz. Na zewnątrz stoi choinka dwa razy większa od szkoły. Buford przygląda się Izabeli, która przywiązana do liny przywiązanej do helikoptera zakłada olbrzymią gwiazdę na szczyt)

Izabela: Gotowe...

(Lina opuszcza Izabelę, która po wylądowaniu na ziemi odwiązuje ją. Helikopter odlatuje)

Izabela: Zajęło nam to pięć godzin, ale w końcu ją ubraliśmy!

Moranica: Eeee... ubraliście ją bardziej na niebiesko, a ja wolę żółty.

Buford: To niech się pani tym żółtym wypcha!

Moranica: Ale to bez różnicy. Teraz macie to wnieść do środka!

Izabela: ŻE CO?!

Moranica: Nie żecomuj mi tutaj. Niosłam kiedyś mojego męża nachlanego jak stodoła z Lizbony do Amsterdamu na rękach!

Fineasz: Pani mówiła o "nieść", a nie "wnieść"...

Moranica: Wnieść, wnieść, wnieść... kurde, nie mam śmiesznego tekstu ze słowem "wnieść".

Izabela: Ale gdzie pani chce zmieścić taką choinkę?

Moranica: Nie takie rzeczy zmieściłam w szkole. No, nie lenić mi się!

(Moranica wchodzi do szkoły)

Buford (udający rozentuzjazmowanego): Wesołych Świąt...

(Czołówka)

Głos: Gdzieś w Stanach Zjednoczonych...

W znanym wam mieście,

Gdzieś w Danville,

W szkole miliardera, naukowca Zoltana Davenporta,

Gdzieś w środku ukrywają się,

Najwięksi geniusze świata!

Fineasz i Ferb: To my!

(Pojawia się winda, a na niej narysowane liczby i znaki matematyczne, wychodzi ze środka Fineasz)

(Obok jest winda, na której są narysowane narzędzia, wychodzi ze środka Ferb)

(Piętro niżej na windzie są narysowane instrumenty, ze środka wychodzi Fretka)

(Obok z windy na której narysowane są wynalazki i znaki cechujące zło, wychodzi Dundersztyc)

(Wszyscy wymienieni bohaterowie pojawiają się przed budynkiem szkoły)

Narrator: Szkoła z internatem.

(Koniec czołówki)

Narrator: Świąteczny program śniadaniowy.

(Park miejski. Moranica siedzi boso na ławce, za którą stoi kolorowo świecąca choinka, i pije wódkę. Ścieżką idzie Fretka)

Moranica: Ej, ty!

(Moranica wstaje i zagradza idącej z torebkami ze sklepów odzieżowych Fretce drogę)

Fretka: O, nie... Czego pani chce?

Moranica: A w sumie niczego. O, ale skoro tu jesteś, to mi pomożesz.

(Fretka wyciąga z kieszeni telefon i przykłada telefon do ucha)

Fretka: Halo? Mamo? Hej, spóźnię się na naszą wigilię. Mniej więcej z dziesięć lat. Pa!

(Fretka rozłącza się i chowa telefon do kieszeni)

Moranica: Co mogę kupić Zoltusiowi na święta? Wiesz, żeby nie wydać za dużo pieniędzy. A właściwie, to żeby nie wydać w ogóle pieniędzy. Okradnę sklep.

Fretka: Chce pani kraść w święta? To już szczyt bezczelności!

Moranica: Tym szczytem bezczelności to ty zaraz dostaniesz w tę piegowatą twarzyczkę! Nieważne. Zoltuś już mi na pewno kupił jakiś ekstremalnie drogi prezent, więc pasowałoby mu też coś kupić.

Fretka (przewraca oczami): Na pewno coś pani kupił...

Moranica: Zaraz idziemy do centrum handlowego! A przynajmniej ty idziesz. Mnie tam nie wpuszczają, odkąd ukradłam całą bieliznę. Nawet z personelu i klientów. Ty tam wejdziesz i będziesz mi mówiła, co tam jest fajnego. A jak coś takiego wynajdziemy, ukradniesz to.

Fretka: Słucham?! Nie mam zamiaru kraść! Jeszcze mnie złapie policja...

Moranica: Policję zostaw mnie. Nieraz się biłam ze służbami bezpieczeństwa - ze strażą graniczną za nielegalny przewóz kokainy na Alaskę, z milicją za kąpanie się w fontannie w Kłodzku, z...

Fretka: Dobra, dobra, rozumiem, pani się już ze wszystkimi biła!

Moranica: Nie, został mi jeszcze minister bezpieczeństwa wewnętrznego Malezji. To co? Dopiję wódkę i idziemy.

(Moranica siada na ławce i zaczyna pić wódkę)

Moranica: Chcesz tro... Tfu! Proponuję komuś moją wódkę! Chyba już się za bardzo nachlałam, idziemy!

(Moranica wyrzuca za siebie butelkę i idzie w stronę centrum handlowego. Fretka z opuszczoną głową idzie za nią)

(Tymczasem w jednym ze sklepów w centrum handlowym. Fineasz i Ferb z perukami i doczepianymi brodami przeglądają rzeczy. Obok nich stoi Izabela)

Fineasz: Sory, Izuś, media nagłośniły nas jako pierwsi bioniczni ludzie na Ziemi. Musimy chodzić w tych perukach, bo inaczej nas rozpoznają.

Izabela: Akurat. Pewnie jakbym wam je zdjęła, to nikt by was nie poznał.

(Izabela zrywa brody i peruki chłopcom)

Ktoś: Ej, patrzcie! To ci, o których mówią w mediach!

Inny ktoś: Zobaczcie, Fineasz i Ferb!

Jeszcze inny ktoś: Hej, to ci z telewizji!

(Do Fineasza i Ferba podbiegają setki ludzi, prosząc o autografy)

Izabela (oglądając trzymane w jej ręce peruki i brody): A może faktycznie trzeba było ich nie zrywać...

Fineasz: Proszę odejść od nas!

(Do sklepu wbiega reporterka z kamerą i mikrofonem. Przedziera się przez tłumy ludzi i przystawia mikrofon do ust Fineasza)

Reporterka: Fineaszu, czy udzielisz nam krótkiego wywiadu?

Fineasz: Eeee... nie. Kupuję rodzicom prezent i...

Reporterka: Czyli masz rodziców? Bioniczne dzieci też mają rodzinę? A powiedz, jak to jest ze sprawami natury technicz...

Fineasz: Nie! Proszę stąd iść! A kysz, a kysz!

Reporter: To może jutro wraz z bratem będziecie gośćmi w moim programie "Sprawa dla reportera"?

Fineasz: "Sprawa dla reportera"? To ten program, co po tym, jak Elżbieta Jaworowicz wylądowała u ortopedy, przejęła ta brzydka Mikrofala Blender?

Reporterka: To ja!

Fineasz: Ooołł... to nie moja wina! Moja siostra, Fretka, która występowała w pani programie, mi powiedziała, że jest pani brzydka!

Reporterka/Mikrofala: Jutro o dziewiątej zaczyna się świąteczne wydanie tego programu. Zadzwonię do was. Na szczęśćie moja babcia ma w pokoju artefakt nazywany książką telefoniczną...

(Reporterka odchodzi)

Ktoś: Fineasz! Pokaż jakąś swoją umiejętność!

Fineasz: Jasne!

(Fineasz łapie Ferba za rękę, po czym znikają)

Ktoś: Ej, gdzie oni się podziali?

(W kopalni pod szkołą. Buford, Baljeet i Summer siedzą na łóżku)

Baljeet: Pani mówi do Jasia: "Jasiu, powiedz jakieś zdanie w trybie oznajmującym". Jaś na to: "Koń ciągnię furę". Pani do niego: "A teraz w trybie rozkazującym", a on na to: "Wio!".

(Baljeet i Summer wybuchają śmiechem)

Summer: Haha! Genialne!

Buford: Co w tym śmiesznego?

Baljeet: A ty wiesz, co to "tryb oznajmujący"?

Buford: Zacznijmy może od tego, że nie wiem, co to "oznajmujący".

Baljeet: Echh... zaraz wrócę, skoczę do toalety.

(Baljeet odchodzi)

Buford: Jesteś w nim zakochana, co nie?

Summer: Słucham? Wcale!

Buford: Nie udawaj. Wiem, że jesteś bardzo wstydliwa i boisz się rozmawiać na takie tematy.

Summer: Nom... ja... coś do niego czuję.

Buford: To mu powiedz.

Summer: Tak po prostu?

Buford: Jesteście kujonami. Jak nie skończycie razem, to albo w bibliotece albo z dwudziestoma kotami pod dachem.

(Summer uderza Buforda z liścia)

Buford: Pfff... to nie boli.

Summer: Jestem na to za bardzo nieśmiała, boję się rozmawiać o uczuciach.

Buford: Ja pierdylę...

(Wraca Baljeet)

Baljeet: Wiesz, Summ...

Summer: Zapomniałam zrobić matmy!

(Summer biegnie w stronę swojego łóżka)

Baljeet: Przecież robiliśmy ją razem...

Buford: E, romantyku, pamiętasz chyba o naszej umowie?

Baljeet: Jakiej umowie?

Buford: Nie udawaj zaskoczonego. Miałeś się umawiać ze Steph, by mi mówić, co przy niej robić, a czego nie. Jest ładna, ale trochę się jej boję.

Baljeet: I dlatego wystawiasz słabszego?

Buford: Tak, dokładnie. Zobacz, jest tam.

(Buford wskazuje palcem na wchodzącą do środka Stephanie)

Buford: Zagadaj do niej.

Baljeet: Nie mogę. Summer tu jest. Co, jeśli to zobaczy?

Buford: To kupisz sobie kilka kotów.

Baljeet: Po co mi ko...

(Nagle słychać uderzenie w podłogę. Baljeet i Buford zauważają leżącą na podłodze Stephanie. Przy niej stoi przestraszona Summer)

Summer: Ojeju, nic ci się nie stało?

Stephanie: Jestem cała. Uważaj, gdzie stawiasz te swoje książki!

Summer: Przepraszam... jak masz na imię?

Stephanie: Chyba ta informacja nie jest ci potrzebna, kujonko.

(Stephanie idzie dumnie z podniesioną głową do Buforda. Baljeet podbiega do Summer, która siada na łóżku, trzymając nogi przy klatce piersiowej, i płacze)

Stephanie: Co za idiotka...

Buford: Nie przesadzasz trochę? Są święta. Powinnaś ją przeprosić.

Stephanie: Jakoś nie mam zamiaru. Słyszałeś niusy? Fineasz z bratem dostali zaproszenie do programu śniadaniowego. Mogą zaprosić przyjaciół.

Buford: O, to super!

Stephanie: Tak, mają 5 zaproszeń. Biorą Izę, ciebie, Baljeet'a i mnie. Chcieli też Fretkę, ale ona nie może. Lecę coś kupić. Muszę w końcu się jakoś prezentować przed kamerami.

(Stephanie zawraca. Przechodząc obok płaczącej Summer i pocieszającego ją Baljeet'a, nagłym ruchem ręki zdejmuje dziewczynie okulary i przymierza je)

Stephanie: Fajne okulary. Gdzie je kupiłaś, w szmateksie? Bo widzę, że twoja sukienka też stamtąd jest.

(Summer zaczyna płakać coraz bardziej. Steph rzuca okulary za siebie. Baljeet, rzuciwszy się na podłogę, łapie je)

Baljeet: Ufff...

(Baljeet podnosi się i siada obok Summer)

Summer (zalana łzami): Dlaczego wasza koleżanka jest dla mnie taka okrutna?

Baljeet: Nie przejmuj się nią. Po prostu lubi się wywyższać. Jesteś od niej sto razy lepsza.

Summer: Tak myślisz?

Baljeet: Tak. Jesteś mądra, urocza, zabawna... Steph jest tylko wysportowana. A tak to jest często chamska.

Summer: Dzięki. Jesteś bardzo uprzejmy.

(W centrum handlowym. Fretka przegląda artykuły w sklepie z pierdułkami. Do sklepu wbiega Moranica. Zatrzymuje się przy Fretce)

Fretka: Chwila, miała pani być pod centrum!

Moranica: Wiem, ale wolałam wejść.

Fretka: Jak pani ominęła strażników?

Moranica: Podrzuciłam im boczek na chodnik. Gdy wpadli w zasadzkę, przywiązałam ich... drutem kolczastym... do jadącego pługa.

(Do Fretki podchodzi sprzedawczyni)

Sprzedawczyni: Przepraszam, ale nie wolno tutaj wprowadzać zwierząt.

Fretka: Moranica to nie zwie... a w sumie.

(Fretka i sprzedawczyni patrzą się na Moranicę, która drapie się stopą po głowie)

Sprzedawczyni: Tak czy siak proszę stąd wyjść i mnie nie denerwować. Mam dzisiaj zły dzień, bo mąż rzucił we mnie wazonem.

Fretka: Ja wychodzę, nie chcę mieć problemów z prawem.

Moranica: A ja chcę! Uwielbiam się bić z policją!

Fretka: To może inaczej: wie pani, gdzie jest jakiś sklep, w którym można by kupić coś dla mężczyzny nieodwazjemniającego uczuć?

Moranica: Ej! Zoltan jest we mnie szaleńczo zakochany, tylko boi się o tym powiedzieć!

Sprzedawczyni: Po drugiej stronie galerii jest jakiś taki sklep. A teraz proszę stąd wyjść!

(Fretka i Moranica wychodzą)

Fretka: Chyba powinnyśmy teraz...

Jakieś dziecko idące z mamą: Mamo! Patrz, jaką paskudną babcię ma ta pani!

Matka chłopca: Chodź, synku!

(Matka przyspiesza kroku, ciągnąc dziecko za rękę)

Fretka: Czy oni... myślą, że jestem pani wnuczką?!

Moranica: Nigdy nie miałam wnuczki. To pewnie dlatego, że prześladywałam każdego partnera moich dzieci...

Fretka: Może pójdę kilkanaście kroków za panią.

Moranica: Lepiej idź przede mną. Dzisiaj smarowałam moje plecy maścią z odchodów słonia.

(Fretka żwawym krokiem rusza przed Moranicę. Idą tak jakiś czas, mijając sklepy. Fretka jedzie ruchomymi schodami w górę. Tymczasem Moranica zauważa obok wejścia na schody elfa trzymającego kartkę z napisem: "Darmowe ciastka na lewo")

Moranica: Uuuu...

(Moranica skręca w lewo)

(Tymczasem na mieście. Pada śnieg. Izabela z kilkoma torbami wraca chodnikiem przez park. Ktoś dzwoni do Izabeli. Dziewczyna kładzie torby na chodniku, wyjmuje z kieszeni telefon i odbiera)

Greta (po drugiej stronie): Hej Iza!

Izabela: Hej!

Greta (po drugiej stronie): Co tam u ciebie? Dawno się nie widziałyśmy! Słyszałam, że jesteś w Danville.

Izabela: Ach, to długa opowieść.

Greta (po drugiej stronie): Mam czas.

Izabela: Ale ja nie mam. Może umówimy się kiedyś na pizzę czy coś, to ci opowiem?

Greta (po drugiej stronie): Nie mogę. Jestem chwilowo w Berlinie u dziadków.

Izabela: Ochh...

Greta (po drugiej stronie): A co u twoich przyjaciół?

Izabela: Ooo, nie uwierzysz! Ja i Fineasz jesteśmy razem!

Greta (po drugiej stronie): Co ty pie****isz?! Nie wierzę ci, nie żartuj sobie.

Izabela: To też długa historia.

Greta (po drugiej stronie): I tak ci nie uwierzę. Przecież cię znam i wiem, że jesteś zbyt nieśmiała, by mu powiedzieć, co czujesz.

Izabela: Ale to prawda!

Greta (po drugiej stronie): Ta, jasne. Muszę lecieć, rodzice mnie do sklepu wysyłają. Pa.

Izabela (zasmucona): Pa...

(Izabela bierze torby i kładzie je na najbliższej ławce. Odgarnia ręką śnieg i siada na ławce. Siedząc na niej, kręci kilka włosów na palcu. Chodnikiem idzie Fineasz, który zauważywszy zasmuconą dziewczynę, siada obok niej i kładzie rękę na jej ramieniu. Zza drzewa za ławką wygląda śledzący mężczyzna)

Fineasz: Hej, co się stało, kotku?

Izabela: Greta mi nie wierzy, że jesteśmy razem.

Fineasz: A zależy ci na tym?

Izabela: Bardzo!

Fineasz: Mieliśmy dochować naszej tajemnicy, nie pamiętasz?

Izabela: No tak...

Fineasz: Mamy szczęście, że nam nie uwierzyła. Ja uciekam, bo pewnie paparazzi mnie zaraz wywęszy.

(Fineasz ucieka)

Izabela: Echhhh...

(W kopalni pod szkołą. Buford pchnie Baljeet'a w stronę Stephanie)

Baljeet (drapie się po głowie): Yyy... hej, Steph.

Stephanie: Czego? Przez tamtą okularnicę mam zły nastrój.

Baljeet: Bo wiesz, masz...

(Baljeet zauważa, jak do pomieszczenia wchodzi Summer)

Baljeet: ... plamę na bluzce!

(Baljeet ucieka z powrotem do Buforda)

Baljeet: Nie mogę! Nie chcę, by Summer pomyślała, że jestem zakochany w Steph!

Buford: Ja się zajmę Summer, a ty idź poderwij Steph.

Baljeet: Eeeem... okej.

(Buford podchodzi do Summer, chwyta ją za nogi, zakłada na ramię i wychodzi z nią z pomieszczenia)

Summer: Ej, zostaw mnie!

(Buford z Summer wychodzi. Baljeet podchodzi do Stephanie)

Baljeet: Cześć.

Stephanie: Już się dzisiaj widzieliśmy.

Baljeet: Twoje włosy...

Stephanie (łapie ręką włosy i czesze je dłonią): Coś z nimi nie tak?

Baljeet: ... nie. One są piękne.

Stephanie: Eee... dzięki.

Baljeet: A twoje oczy błyszczą jak diamenty.

Stephanie: Okej. Może pójdź sobie. Chcę zadzwonić.

Baljeet: Dobra.

(Baljeet odchodzi. Stephanie siada na łóżku i, upewniwszy się, że Baljeet poszedł zająć się czymś innym, wyjmuje spod kołdry magazyn i zaczyna go czytać. Zza łóżka wynurza się Marcus)

Marcus: Cześć.

Stephanie (gwałtownie wstaje): AAAA!!! Kto znowu?!

Marcus (wstaje): Moje imię to Marcus.

Stephanie: Akurat to mnie nie obchodzi. Powiesz mi, co tam robiłeś?

Marcus: Chciałem cię tylko poinformować, iż posiadałem okazję podsłuchać konwersację Baljeet'a i Buforda.

Stephanie: I co w związku z tym?

Marcus: Organizm Buforda uwalnia fenyloetyloaminę na myśl o tobie.

Stephanie: Słucham?!

Marcus: Jego organizm...

Stephanie: Powiedz po ludzku, a nie jakimś bełkotem naukowym!!! W tym G-Tech'u same kujony są...

Marcus: Jest w tobie zakochany.

Stephanie: Co?!

Marcus: He, he... I on wystawił Baljeet'a, by cię poderwał i powiedział mu, co z tobą robić w związku, a czego nie, bo Buford oczuwa lęk przed twoją osobą.

Stephanie: A to pajac!

Marcus: Co zamierzasz poczynić?

Stephanie: Hmmm... zemsta wydaje się najbardziej rozsądnym posunięciem.

Marcus: Zezwolisz mi na dołączenie do twoich nikczemnych planów?

Stephanie: Nie, wolę się nimi sama zaopiekować...

Marcus: Jak chcesz.

Stephanie (szeptem, zacierając ręce): Oj, ja im po świętach zrobię taką zemstę, że się nie pozbierają...

(W centrum handlowym. Moranica biegnie przed siebie z wywalonym językiem)

Moranica: Ciastka, ciastka, ciastka!

Głos: Ho ho ho, a ty co byś chciała dostać?

(Moranica patrzy w prawo i zauważa kolejkę dzieci ustawionych do Mikołaja, na którego kolanach siedzi mała blondynka)

Moranica (zezłoszczona): Mikołaj...

(Retrospekcja Moranici. Moranica stoi na przodzie kolejki do Mikołaja)

Mikołaj: Ho ho ho, kto następny?

(Na kolana Mikołaja rzuca się Moranica)

Mikołaj: Oooooł! Moje nogi! Ała! Ile pani waży?!

Moranica: 343 kilo. Ale tego po mnie nie widać. Głównie dlatego, że kiedyś połknęłam pięć hydrantów w całości. A co do prezentów, to ja bym chciała na święta mózg dla męża!

Mikołaj: Przepraszam, ale przyjmujemy tylko dzieci!

(Mikołaj spycha Moranicę z jego nóg. W podłodze otwiera się klapa prowadząca najprawdopodobniej do zsypu śmieci. Moranica wpada tam, a klapa zamyka się)

Mikołaj: Idę się umyć.

(Koniec retrospekcji)

Moranica: Koniec zabawy...

(Moranica strzela kościami u palców i podchodzi do Mikołaja)

Moranica: E, Mikuś! Koniec tego dobrego!

(Moranica łapie w ręce olbrzymią laskę cukrową i macha nią w stronę fotela. Mikołaj wyrzuca dziewczynkę za fotel, a Mikołaj zeskakuje i ląduje kilka metrów przed jego siedzeniem. Laska cukrowa uderza w fotel, który przewraca się na bok. Przerażone dzieci uciekają. Do wyrzuconej przez Mikołaja dziewczynki podibega Jeremiasz)

Jeremiasz: Chodź, Zuziu!

(Jeremiasz z Zuzią na rękach uciekają)

Mikołaj: Tyyy... ty...

(Mikołaj podbiega do najbliższej dużej laski cukrowej i wyciąga ją z podłogi. Macha nią w stronę Moranici, jednak ta rzuca się na podłogę. Po chwili wstaje)

Moranica: A zatem walczysz! A myślałam, że przez twój brzuch nie będziesz umiał wstać!

Mikołaj: Powiedziała babka od pięciu hydrantów.

(Mikołaj macha laską w stronę Moranici. Ta jednak podskakuje)

Moranica: Ja przynajmniej trzymam formę! Kiedyś okrążyłam całą Europę! Głównie dlatego, że mnie policja z czterdziestu państw goniła za kradzież plutonu z Moskwy...

Mikołaj: Jasne, a ja jestem Mikołajem! A w sumie to nim jestem...

(Moranica biegnie w stronę Mikołaja. Ten jednak ucieka)

Moranica: Dorwę cię!!!

(Dobiegają do olbrzymiej choinki o wysokości około dwudziestu metrów. Mikołaj biegnie dalej, a Moranica zatrzymuje się)

Moranica: Chyba mam pomysł...

(Tymczasem w jednym ze sklepów. Fretka ogląda w ręce zakurzoną czaszkę. Do dziewczyny podchodzi Stefa)

Stefa: O, hej, co tu robisz?

Fretka: Prezentu szukam.

Stefa: Widziałaś, że Moranica z dwudziestometrową choinką w rękach goni Mikołaja?

Fretka: Co?! A to dlatego tutaj było tak cicho i nie śmierdziało zdechłym kotem...

(Fretka wybiega ze sklepu)

Fretka: Gdzie ona jest?!

Głos Moranici: ZABIJĘ CIĘ!!!

Fretka: Chyba już wiem...

(Fretka biegnie w stronę, z której usłyszała Moranicę. Dobiega do Mikołaja leżącego pod bramą zamkniętego sklepu. Wewnątrz tego sklepu przez okna wyglądają przerażone kasjerki. Moranica stoi kilka metrów przed Mikołajem, trzymając choinkę nad głową)

Moranica: To koniec twej marnej egyzstencji...

Fretka: PANI MORANICO!!!

(Moranica odwraca się i zauważa przerażoną Fretkę. Jedna z kasjerek po cichu podnosi kawałek bramy, łapie Mikołaja za strój i go wciąga do środka, po czym zamyka bezgłośnie bramę)

Moranica: O, ja... przysiady robiłam. Z takim ciężarem szybko można bicka wyrobić.

(Moranica robi jeden przysiad, a cała choinka się trzęsie)

Policjant: Będą się panie tłumaczyć w sądzie...

(Moranica szykuje choinkę, by uderzyć policjanta)

Fretka: Tylko pani się nie złości...

(Moranica wyrzuca za siebie choinkę, przygniatając nią biegnącego Jeremiasza z Zuzią. Moranica strzepuje z siebie igły)

Moranica: Masz rację. Złość piękności szkodzi.

(Za kulisami programu śniadaniowego. Fineasz, Ferb, Baljeet i Buford mają na sobie garnitury, Izabela ma różową błyszczącą suknię, Stephanie taką samą, ale niebieską)

Narrator: 23 grudnia, jeden dzień do świąt.

(Stephanie podchodzi do Fineasza)

Stephanie: Fineasz, ta sukienka mnie nie pogrubia?

Fineasz: Eeee... nie.

(Przychodzi Summer w białej schludnej koszuli i czarnej spódnicy)

Summer: Och, szukałam was! Przez przypadek weszłam na wizję "Ewy gotuje".

Stephanie (po cichu do Fineasza): Co ona tu robi?!

Fineasz: Baljeet chciał, by ją zaprosić, bo to jego koleżanka.

Stephanie (odwraca się i podchodzi do Summer): E, okularnica, widzę, że byłaś w ciucholandzie!

Summer: Co ty tu robisz?

Stephanie: Jak to co?! Przyszłam zaczarować kamery! Szkoda, że ty nie możesz powiedzieć tego o sobie...

(Rozpłakana Summer ucieka. Baljeet rusza za nią)

Baljeet: Summer, zaczekaj!

Stephanie: A zatem tak ma na imię... Brzydkie jak jej twarz.

Ferb: Steph, opanuj się!

Stephanie: Bo co?! Nie lubię tej kujonki.

Ferb: To nie powód, by ją obrażać.

Jakiś facet: Wchodzicie!

Izabela: Ale nie ma nas wszystkich!

Jakiś facet: Powiemy, że poszli się wysikać! Już, wchodzicie!

(Fineasz, Ferb, Izabela, Buford i Stephanie wchodzą na wizję. Jest tam fotel, przed nim biurko oraz siedem krzeseł. Ściany są wymalowane na jasnozielono, a na widowni siedzi kilkaset ludzi. Biją brawo, gdy piątka przyjaciół wychodzi zza kulis. Na głównym fotelu siedzi Mikrofala)

Fineasz: O kurczę, odmieniło się to studio! Za Jaworowiczowej wyglądało inaczej.

(Widownia się śmieje)

Mikrofala: Dziękuję. Usiądźcie.

(Wszyscy zajmują miejsca. Fineasz i Ferb siadają najbliżej Mikrofali)

Mikrofala: Wszyscy słyszeliśmy o waszych bionicznych mocach. Opowiedzcie nam o nich.

Fineasz: A więc...

(Tymczasem w toalecie damskiej. Zapłakana Summer siedzi pod umywalką. Do toalety wchodzi Baljeet)

Baljeet: Śmierdzi tu kwiatuszkami... Summer, co się stało?

(Baljeet siada obok dziewczyny)

Summer: Tamta dziewczyna mnie nie lubi!

Baljeet: Nieee, wcale nie. Stephanie cię nie znosi.

Summer: Ja jej nic nie zrobiłam!

Baljeet: Summer, posłuchaj, ona cię tak obraża, bo chce się sama dowartościować. Stephanie jest niczym w porównaniu z tobą.

Summer: Tak myślisz?

Baljeet: Tak. Jesteś piękna, mądra, urocza, zabawna...

(Summer się uśmiecha. Oboje w ciszy patrzą się w swoje oczy. Po chwili ich głowy zbliżają się do siebie. Zamykają oczy i całują się. Pocałunek przerywa kobieta, która wbiega do toalety)

Kobieta: SRAAAAAAĆ!!!

(Kobieta wbiega do ubikacji. Baljeet i Summer wybuchają śmiechem. Baljeet wstaje)

Baljeet: Chodź, kamery czekają na ciebie.

Summer: Okej.

(Summer już się podnosi, jednak uderza głową w umywalkę)

Summer: Ałaaa...

(Tymczasem w więzieniu. Fretka i Moranica siedzą w celi, w której kraty zrobione są z lasek cukrowych)

Policjant: Posiedzicie sobie tutaj przez te święta aż do rozprawy sądowej.

Fretka: A może jednak mogłaś uwolnić gniew...

Moranica: Wie pan, siedziałam w więzieniu wiele razy, znam 137 sposobów, by z niego uciec.

Policjant: Akurat... Nie uciekniecie przez te kraty.

Fretka: Chwila moment! Te kraty są zrobione ze słodyczy!

(Fretka gryzie jedną z krat. Kilka zębów jej odpada)

Fretka: Aaaa...

Policjant: To pomalowane.

Moranica: Przecież to amelinium, tego nie pomalujesz!

(Moranica gryzie jedną z krat. Odrywa jej kawałek, po czym go zjada)

Moranica: Mniam.

Policjant: O nie, tylko nie...

(Moranica kopie nogą kratę, której kawałek odgryzła. Krata przewraca się. Moranica łapie ją i rzuca nią w klatkę piersiową policjanta. Policjant umiera, a z jego serca cieknie krew)

Fretka: To tak można?

Moranica: Po tylu latach ucieczek z kryminału to wszystko można. No zwijajmy się, zanim ktoś przyjdzie.

(Moranica otwiera szufladę z biurka i wyjmuje z niej granat. Wyciąga zawleczkę i rzuca pod ścianę. Granat wybucha, robiąc olbrzymią dziurę w ścianie)

Fretka: Skąd pani wiedziała, że policjanci mają granaty w szufladzie?

Moranica: Nie takie rzeczy tam trzymają.

(W studiu telewizyjnym. Mikrofala rozmawia z Fineasz, Ferbem, Izabelą, Bufordem i Stephanie)

Fineasz: ... więc tak to wygląda.

Mikrofala: Niezwykłe!

(Widownia bije brawo. Na scenę wchodzą Baleet i uśmiechnięta Summer. Widownia znowu bije brawo)

Izabela: O, dotarliście.

Stephanie (szeptem): Kujonka...

(Uśmiech z twarzy Summer znika)

Baljeet: Nie przejmuj się nią. Siadaj.

(Baljeet i Summer siadają)

Mikrofala: Fineaszu, mam teraz takie pytanie. Jesteś bardzo fajnym chłopakiem. Masz może jakąś dziewczynę albo może ktoś ci się podoba?

Izabela (szeptem): To moja szansa...

Fineasz: Ja nie...

Izabela (zrywa się z krzesła): Ja jestem jego dziewczyną!

(Widownia robi się zaskoczona)

Mikrofala: O! Wspaniale! Od jak dawna jesteście razem?

Fineasz: Znaczy się... nie jesteśmy razem. Od teraz.

(Widownia robi się zszokowana)

Izabela: Jak to?

Fineasz: Izabela, obiecałaś mi, że nikomu o tym nie powiesz! A teraz się wygadałaś przed milionami widzów!

Izabela: Przepraszam...

Fineasz: Za późno na przeprosiny! Nie potrafisz dotrzymać tak prostej tajemnicy!

(Widownia zaczyna płakać)

Izabela: Ale Fineasz...

Fineasz: Nie! Jeżeli musisz całemu światu wygadać, że jesteśmy razem, to nie będziemy!

Mikrofala: Eeee... jak państwo się domyślacie, to dobra pora na reklamy.

(Kurtyna się zasłania, a widownia robi "Buuuuu")

Izabela: Fineasz, proszę, wybacz mi...

(Mikrofala, Ferb, Baljeet, Buford, Stephanie i Summer idą za kulisy)

Mikrofala: Trzeba coś zrobić! Nie mogę pozwolić, aby w moim programie stało się coś takiego!

Baljeet: Tylko jak by to zrobić?

Izabela: Chyba mam pomysł...

(Tymczasem u Fineasza i Izabeli)

Fineasz: Nie mogę być z kimś, kto nie dochowuje tajemnic!

(Kurtyna opada)

Izabela: Co jest?! Wchodzimy na żywo?

(Piosenka Są święta)

Stephanie (przebrana za elfa wchodzi na scenę): Są święta!

Radości pełen czas!

Baljeet (przebrany za elfa wchodzi na scenę z drugiej strony): Są święta!

Miłości pełen czas!

Summer (przebrana za elfa wchodzi od tyłu): Są święta!

Spokoju pełen czas!

Ferb (przebrany za elfa stoi na widowni, światło z relflektora pada na niego): Są święta!

Fantazji pełen czas!

Buford (przebrany za Mikołaja, zwisa na linie nad fotelami): Są świę...

(Koniec piosenki)

(Lina urywa się, a Buford spada na fotele. Widownia wybucha śmiechem, Ferb, Baljeet, Buford, Stephanie i Summer też. Po chwili Fineasz i Izabela również się śmieją. Po chwili para przestaje)

Fineasz: Ale po co to było?

Baljeet: Są święta, nie powinniście się kłócić!

Izabela: Eeeem... Fineasz? Dlaczego ci zależało na tym, żeby nikt się nie dowiedział o naszym związku?

Fineasz: Bo reporterzy i paparazzi, których oddechy czułabyś na karku, zniszczyliby ci prywatne życie. Tak przynajmniej wnioskuję z mojej wiedzy z bezużytecznej.

Izabela: Ooooch... to takie słodkie.

Fineasz: I wiesz, uważam, że kłócenie się w święta to nie jest dobry pomysł. Może znowu będziemy razem?

Izabela: Po tym co tu odstawiłeś, to mnie teraz w d**ę pocałuj! Nie no, żartuję! Chodź, misiu!

(Izabela całuje Fineasza. Widownia robi "Buuuuu!")

Mikrofala (wychodzi zza kulis): Co jest?!

(Mikrofala zbiega na widownię)

Mikrofala: A, ekran, na którym było napisane, co widzowie mają robić, się zaciął. Zróbcie "Oooo"!

(Widownia robi "Oooo")

Mikrofala: No! I tak być powinno.

(Następny dzień. Rodzina Flynn-Fletcher'ów siedzi przy stole. Tradycyjnie jest jedno wolne miejsce. Jednak klimat spotkania jest bardziej ponury)

Linda: Przepraszam, że wam o niczym nie powiedziałam. Nie chciałam wam rujnować dzieciństwa.

Fretka: Wiesz, mamo... Ja ci wybaczam. Głównie dlatego, że jak będę szła na studia, to ktoś mi musi dać trochę pieniędzy.

Fineasz: Nie przejmuj się, mamo. Postąpiłbym identycznie.

Linda: Czyli nie obrażacie się na mnie?

Fineasz: Nie. Może to i Brenda jest naszą biologiczną matką, ale to ty nas wychowałaś.

Linda (łza jej cieknie po policzku): To było urocze.

(Napisy końcowe)

(Ktoś puka do drzwi)

Lawrence: Kto to?

Fineasz: Pójdę zobaczyć.

(Fineasz podchodzi do drzwi wejściowych. Otwiera je i za nimi widzi Moranicę)

Fineasz: Aaaa! To pani!

Moranica: Tak, to ja. Traktor mi się rozp***rzył przed waszą posesją.

Fineasz: I co z tego?!

(Fineasz zamyka drzwi i przekręca je na klucz. Fineasz wraca do rodziny)

Linda: Kto to był?

Fineasz: To tylko Moranica. Przepędziłem ją.

Linda: Słucham?! A jeżeli ona potrzebuje być z kimś w święta?

Fineasz: Ta, jedyne, czego ona potrzebuje, to naszych pieniędzy.

(Linda wstaje od stołu i idzie do drzwi. Po cichu otwiera je i zauważa siedzącą na śniegu Moranicę oraz zepsuty traktor na środku ulicy. Lindzie cieknie łza po policzku)

Linda: Jeżeli pani chce...

(Moranica odwraca się. Linda uśmiecha się)

Linda: ... to mamy wolne miejsce. Może pani z nami usiąść.

Moranica: Dziękuję.

(Moranica wstaje i wchodzi do domu Flynn-Fletcher'ów. Linda zwraca się do czytelnika)

Linda: Wesołych Świąt! Nieważne, że Sebolaaa publikuje ten odcinek w czerwcu.

(Linda macha do Ciebie, po czym zamyka drzwi)

KONIEC

Linda: NIECH PANI ZOSTAWI TEGO INDYKA!!!

Piosenki[]

Inne informacje[]

Advertisement