Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Advertisement
Fanowska Fineasz i Ferb Wiki
Niepowstrzymani
Niepowstrzymani
 
Histogariusz
Histogariusz
 
Sleepy Soul
Ostatnia Kołysanka
 
KFP- Tao
Sztuka Papieru
 


Opowiadania powiązane z serią Niepowstrzymani.

"Pora rozpocząć naszą przygodę."


O historii


Zbiór opowiadań do fandomu Miraculum: Biedronka i Czarny Kot bezpośrednio powiązanych z serią Niepowstrzymani.

Historie przedstawiają dzieje Kwami przed Wielką Wojną oraz po jej wybuchu. Dzięki nim będzie można zgłębić żywot tej rasy oraz poznać bliżej przedstawicieli tego gatunku.

Głównymi bohaterowie to między innymi Odda, Zabb, Mduff i Tossu, znana jako Wszechistota. Nie zabraknie jednak wątków z innymi postaciami takimi jak Arria, Poogo, czy nawet Tikki i Plagg.

Odcinki serii będą ukazywać się nieregularnie. Ich premiera odbywać się będzie na blogu Miraculous-Jednostrzalowce, do którego to śledzenia serdecznie zapraszam.
Występują

W Histogariuszu występują jedynie bohaterowie należący do rasy Kwami.

Na początku

"A gdy ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym trudzie jaki podjął."

Historię początku świata zna chyba każdy. W sześć dni powstało wszystko co nas otacza, a dnia siódmego Stworzyciel udał się na odpoczynek. W tej całej opowieści, jest jednak drobny szczegół, pewna istotna rzecz, która przez tysiąclecia została zapomniana.
Jak myślicie, czy nasz Stworzyciel tak po prostu poszedł sobie drzemać, zostawiając nas samych sobie? Co to, to nie.
Nigdy, nawet przez sekundę, nie zostawił swych pociech bez opieki. Nim udał się na sjestę, dnia szóstego, prócz zwierząt lądowych i człowieka, na świat powołał też istotę obdarzoną potężną mocą. Miała ona tylko jeden cel, opiekę nad jego dziełami. Dzięki temu mógł z czystym sumieniem, udać się na spoczynek. Wiedział bowiem, że pozostawia wszystkie swe pociechy w dobrych rękach. W jej rękach.
Powszechnie nazywana była Wszechistotą, jednak ja znałem ją jako Tosuu.
Wszechistota sprawowała swą opiekę najlepiej jak umiała, otaczała wszystkie istoty żyjące ochroną i troską. Jednocześnie jednak, każdej nocy zasypiała pożerana niezwykłą zazdrością i smutkiem. Podczas gdy miała tak wielu rozradowanych podopiecznych, ona była sama jedna jedyna, otoczona przez obce gatunki. Nie było drugiej takiej jak ona, nie miała nikogo podobnego sobie. Wszechistota czuła się samotna.
By zapełnić pustkę, dzięki swym niezwykłym zdolnościom stworzyła Mduff, któremu ofiarowała cząstkę siebie. Wszechistota i Mduff wspólnie spędzali czas. Na spółkę sprawowali opiekę nad dziełami Stworzyciela, we dwoje troszczyli się o innych i chronili dzieło pana. Dobrze się im żyło. Z czasem jednak Wszechistota zapragnęła więcej podobnych sobie, więcej przyjaciół. Zaczęła więc tworzyć coraz to nowszych pobratymców, dając tym samym początek rasie Kwami.
Każde kolejne Kwami otrzymywało niepowtarzalną cząstkę Wszechistoty, dzięki temu nie było dwóch identycznych i każde było wyjątkowe. Jednak z każdym nowym towarzyszem, nie tyle zyskiwała przyjaciela, co traciła kawałek siebie, aż w końcu zatraciła się całkowicie. Oddała nawet swe wspomnienia, a bez nich nie była już tą samą osobą co wcześniej. Zapomniała kim jest, nie pamiętała, że to ona dała początek Kwami. Została dla niej ostatnia cząstka, której nie zdołała nikomu ofiarować – nienawiść.
Opuściła swych braci. Skryła się z dala od nich i od ludzi których miała niegdyś chronić. Była teraz czystą nienawiścią. I tak świat o niej zapomniał. Każdy poza Mduff, on znał Wszechistotę najdłużej, on jeden wiedział ile jej zawdzięcza i on jeden, jedyny postanowił ją odnaleźć. Bo kochał ją najbardziej z nich wszystkich, był miłością. Mduff opuścił swych braci by odzyskać swą najdroższą. I tak świat zapomniał o miłości.
Bo nie ma miłości bez nienawiści, bo nie ma szczęścia bez pecha, odwagi bez lęku, nie ma Mduff bez Tosuu. Każdy z nas ma swe przeciwieństwo, bez którego jego egzystencja staje się jałowa i bezcelowa.


Czuł, że leży na czymś twardym i to w sumie wszystko czego był świadom. Po chwili jednak zewsząd zaczął atakować go natłok informacji. Nazywał się Zabb. Był Kwami drzewołaza. Potrafił wysoko skakać i przyklejać się do ścian. Był też szybki i silny, a jego dotyk zabójczy.
Wiedział to wszystko, jednak nie miał pojęcia gdzie jest i co tu właściwie robi.
By się tego dowiedzieć, Zabb powoli rozchylił powieki. Pierwszym co ujrzał, były wpatrujące się w niego pomarańczowe oczy i słodki uśmiech należący do właścicielki źrenic.
- W końcu się ocknąłeś! – zawołała pomarańczowooka odsuwając się nieznacznie od Zabba, by ten mógł złapać oddech.
Kwami podniosło się do pozycji siedzącej i rozejrzało dookoła. Znajdowało się w bardzo przestronnej jaskini i siedziało obecnie na wysokim, kamiennym postumencie. Dookoła znajdowało się jeszcze wiele innych, podobnych wzniesień. Niektóre były zajęte, inne opustoszałe. W oddali drzewołaz dostrzegł otwór w skale, przez który przedzierał się jasny blask.
- Czekałam, aż otworzysz oczy – oznajmiła pomarańczowooka. Zabb spojrzał na nią. Stała jakieś półtora metra od niego przy jednym z pustych postumentów. W tej chwili z całą stanowczością mógł stwierdzić, że była szara. – Jestem Odda, Kwami sowy.
Odda wyciągnęła dłoń w jego kierunku i uśmiechnęła się promiennie. Zabb jednak zamiast ją uściskać, cofnął się nieznacznie.
- Na imię mi Zabb, jestem Kwami drzewołaza – odparł.
- Boisz się mnie? – zdumiała się Odda.
- Nie, nie jesteś straszna.
- Więc dlaczego ode mnie uciekasz?
- Nie chcę zrobić Ci krzywdy.
- Ale chyba nic się nie stanie, jeśli uściśniesz mi rękę?
Odda zrobiła krok ku Zabbowi, ten jednak odskoczył prędko w bok.
- Nie dotykaj mnie – zawołał natychmiast. – Nie dotykaj proszę – dodał już spokojnie.
- Dobrze, jeśli tego sobie życzysz.
Odda opuściła dłoń i westchnęła. Z twarzy zniknął jej uśmiech.
- Czy wiesz co tu robimy? – odezwał się po chwili niebieskoskóry.
Na twarz Kwami sowy powrócił uśmiech.
- Chyba, spaliśmy. Tak jak tamci.
Odda wskazała na nieprzebudzone jeszcze Kwami.
- Jak myślisz, co powinniśmy teraz zrobić?
- Wydaje mi się, że pójść tam – Kwami sowy wskazała na otwór z którego promieniało przeraźliwie jasne światło. – To jak idziemy?
Zabb skinął głową i ruszył za Oddą. Gdy oboje znaleźli się tuż przed otworem, spojrzeli na siebie.
Odda obdarzyła towarzysza pokrzepiającym uśmiechem.
- Pora rozpocząć naszą przygodę – oznajmiła i jako pierwsza weszła w światło.
Zabb odczekał chwilę, po czym podążył za nią.

Kawałek Ich historii

Po raz pierwszy spotkali się nad wartkim strumieniem o wschodzie słońca.
On siedział na omszonym kamieniu przyglądając się w wodzie swemu odbiciu, ona powracała z nocnej przygody.
Las jeszcze spał spowity mgłą i ogłuszającą ciszą.
- Chyba przybyło mi plam – mrukną drzewołaz obracając głowę, by przyjrzeć się sobie pod innym kontem.
Wtem usłyszał nad sobą trzepot skrzydeł, a po chwili poczuł delikatny powiew ciepłego wiatru na policzku.
Płaz obrócił główkę, a jego wzrok padł na srebrną sowę, siedzącą na obalonym konarze jakiś metr od niego. Wpatrywała się w żabę z zaciekawieniem swymi pomarańczowymi oczami.
- Witaj – odezwała się melodyjnym głosem. – Jestem Odda.
- Dlaczego mi to mówisz? – zdumiał się płaz. – Jesteś z tych, którzy przed pożarciem ofiary udają miłą i przyjazną, by uśpić jej czujność? Dla twojej informacji, jeśli zamierzasz mnie skonsumować, wiedz że jestem co najmniej niestrawny.
- Nie planuję cię zjeść – zahuczała natychmiast sowa.
- Dokładnie to samo powiedziałabyś, gdybyś chciała bym stracił ostrożność.
- A co powiedziałabym, gdybym faktycznie chciała się z tobą zaprzyjaźnić?
- Po co miałabyś to robić? Jestem drzewołazem, a ty sową. Różni nas co najmniej gatunek, lub dwa.
- A to źle? Czy istoty różnych gatunków nie mogą zawierać przyjaźni?
- Nie uważam by to było dobrym pomysłem.
- Ja mam wielu przyjaciół, które nie są ptakami – zawołała Odda z entuzjazmem. – Przyjaźnię się z kilkoma słoniami, lwem, tygrysem, a nawet myszą polną. Znam też niezliczoną ilość pszczół, motyli i ryb. Uwielbiam rozmawiać z żółwiami i rakami. Swoją drogą te drugie to niezłe pleciugi. Z tobą też chciałabym się zaprzyjaźnić.
- Dlaczego chcesz przyjaźnić się akurat ze mną?
- Wracałam z jednej z moich przygód, gdy zobaczyłam cię na tym kamieniu. Wyglądałeś na smutnego. Pomyślałam, że przyda ci się przyjaciel – odparła sowa uśmiechając się promiennie.
Między parą zapadła cisza. Oboje wpatrzyli się sobie w oczy. Na dziobie sowy wciąż widniał promienny uśmiech, wyraźnie chciała przekonać do siebie drzewołaza. Płaz tymczasem zmrużył swe wyłupiaste oczy i przekręcił główkę, spoglądając na ptaka podejrzliwie. Może myślał, że gdy spojrzy na Oddę pod nieco innym kontem, uda mu się wyczuć co takiego naprawę knuje. Najwyraźniej jednak nie dopatrzył się w niej żadnego podstępu, bo po chwili odparł szeptem.
- Na imię mi Zabb.
I właśnie od tego się zaczęło. Od tych czterech słów, rozpoczęła się ich przyjaźń.
Odda odwiedzała Zabba codziennie. Czy słońce czy, deszcz. Ilekroć powracała ze swych niezliczonych przygód, nie omieszkała przystanąć by przywitać się ze swym przyjacielem. Czasem potrafiła rozmawiać z nim godziny, innym razem zostawała jedynie na kilka minut. Żadne się nie spostrzegło, gdy ich przyjaźń przerodziła się w coś głębszego.
Obserwowałem jak rozwija się ich znajomość. Jak z tej niepozornej rozmowy o brzasku, rozkwita prawdziwe i szczere uczucie, między istotami z dwóch różnych światów.
Aż do tego wiosennego dnia, który zmienił ich życia na wieczność.
- Wyglądasz dziś wyjątkowo egzotycznie, w jakie rejony krainy się wybierasz? – odezwał się Zabb, na powitanie swej przyjaciółki.
- Lecę w okolice wielkiego wulkanu. Wczoraj poznałam tam urokliwą papugę. Pomyślałam, że kilka kolorowych piórek sprawi, że przypadnę jej do gustu.
- Po co chcesz zmieniać się, dla jakiejś papugi? Ja lubię cię taką jaka jesteś. Masz piękne srebrne pióra. Tak bardzo ci ich zazdroszczę.
- Czego tu zazdrościć? Są szare i ni jakie. Nie to co twoja niebieska skóra, ma takie żywe barwy.
- Jest niebieska i toksyczna, a twoje pióra olśniewające. Nocą gdy przelatujesz na tle nieba odbijają się od nich gwiazdy, zdajesz się połyskiwać w ich świetle, niczym najpiękniejsza perła znaleziona na dnie stawu. A gdy przysiadasz na konarze, igra w nich księżyc, a każdy twój ruch sprawia, że jestem coraz bardziej oczarowany. Za dnia słońce daje swój popis i sprawia, że wydajesz się promienieć najpiękniejszym blaskiem jaki dotąd widziałem. Jakby to nie słońce opromieniało twe pióra, leczy ty sprawiała, że słońce świeci i nas ogrzewa. Czasem mam niezwykłą ochotę ich dotknąć i na własnej skórze poczuć ich ciepło.
- Ile bym dała by doczekać dnia, w którym moglibyśmy wspólnie przeżyć niezwykłą przygodę. Bym mogła zabrać cię z tego kamienia i pokazać lądy których nigdy wcześniej nie widziałeś.
- Obiecuje ci, że znajdę sposób, by wspólnie z tobą wzbić się w przestworza i zobaczyć świat. Na tę chwilę jednak, jestem zbyt niebezpieczny, byś mogła mnie gdziekolwiek zabrać.
- Zobaczymy się zatem o zmierzchu. Do zobaczenia mój przyjacielu.
Pożegnawszy się Odda wzbiła się w powietrze i zniknęła między drzewami. O zmierzchu jednak rozpętała się burza, tak potworna i gwałtowna, że wszystkie zwierzęta z lasu skryły się ze strachu w swych domach. On jednak siedział na swym omszonym kamieniu wpatrzony w niebo. Wiedział, że żadne sztormy nie powstrzymają jego Oddy od powrotu do niego. Nawałnica zdawała się nie mieć końca, nareszcie jednak na niebie rozjaśnionym błyskawicami dostrzegł świetnie znaną sobie sylwetkę. Jego żabie usta rozszerzyły się w uśmiechu na widok swej przyjaciółki. Grymas jednak szybko zniknął z jego pyszczka, gdy jeden z piorunów trafił wprost w srebrzyste pióra Oddy.
Sowa niczym kamień rzucony w powietrze, z zawrotną szybkością poszybowała w dół. Wylądowała w strumieniu, nieopodal miejsca ich spotkań. Zabb nie czekając ni chwili, rzucił się jej na ratunek. Wyciągnąwszy ją z wody, ułożył na swym kamieniu. Swą żabią łapką delikatnie pogładził jej policzek. Po chwili skapnęła na niego pojedyncza łza, niemal niezauważalna wśród kropel padającego deszczu.
Tak właśnie stracił ją po raz pierwszy.
Rankiem burza ucichła. W powietrzu unosiła się mgła, a w koło panowała zupełna cisza. Jak w dniu kiedy się poznali. Promienie słońca opromieniły omszony głaz, na którym spoczywała Odda i Zabb wtulony w jej zwęglone piórka.
Szedłem cicho stąpając po porannej rosie, me kroki tłumił mech porastający świeżę którą sam wydeptałem. Zatrzymałem się przy strumieniu i przysiadłem obok pary zakochanych.
- Wiele dla ciebie znaczyła – odezwałem się, zaczynając rozmowę, która opieczętowała ich los.
- Była moim światem.
- Nie pozwólmy więc, by twój świat dobiegł końca. Choć ze mną, zabiorę cię do osoby, która będzie w stanie wam pomóc.
Pochwyciłem płaza delikatnie i usadowiłem na mym ramieniu, po czym ująłem sponiewierane ciało jego ukochanej i ruszyłem w drogę powrotną.
Z lasu wyszedłem wprost na łąkę. Choć słońce wzeszło ledwie kilkanaście minut wcześniej, polane już tętniła życiem. Skierowałem się ku grocie, gdzie wiedziałem że ją zastanę.
- Tosuu, przyniosłem ci kolejnych – oznajmiłem z uśmiechem. Na dźwięk mego głosu uśmiechnęła się promiennie i natychmiast do mnie podeszła. – Drzewołaz i sowa, chyba jeszcze nie masz ich w swej kolekcji.
- Mduff jesteś taki kochany – zawołała czarnowłosa całując mnie w policzek.
Ujęła ciało Oddy delikatnie w ramiona i ułożyła na kamiennym postumencie. Chwile później ujęła również nieco zlęknionego Zabba i postawiła na wzniesieniu obok.
- Czy… Czy sprawisz, że Odda powróci? – zapytał Zabb drżącym głosem.
- Och, zrobię coś znacznie więcej! – zawołała natychmiast ma ukochana. – Dam wam obojgu nowe życie.
- Nam obojgu?
- Zmienię was, obdaruję cząstką siebie. Utracicie wszystkie dotychczasowe wspomnienia, ale zyskacie zupełnie nowe życie – oznajmiła Tosuu z ekscytacją.
Zabb przyjrzał się jej uważnie i przekręcił główkę. Znów chciał spojrzeć na coś pod innym kontem.
- Czy w tym nowym życiu, ja i Odda będziemy mogli przeżywać wspólnie przygody?
- Jakie tylko chcesz. A teraz pozwól, że przejdę do dzieła. To nie będzie bolało. Zbyt mocno.
Tosuu pochyliła się delikatnie nad drzewołazem, po czym nastąpił błysk oślepiającego światła.

Nie żałuj róż

Całą krainę spowijał już mrok. W obozie rewolucjonistów zgiełk powoli cichł. Większość rannych po ostatniej potyczce została już opatrzona. Kwami i ludzie, którzy sami nie odnieśli większych obrażeń, pomagały innym.
Plagg krążył po całym obozowisku, starając się być tam, gdzie akurat potrzebowano go najbardziej. Mimo, że otaczali go sami sojusznicy, nie rozstawał się z mieczem uwiązanym u pasa.
Dzięki specjalnemu stopowi minerałów mógł nim bez problemu pozbawić życia każde Kwami. Właśnie z myślą o nich został on wykonany, bo to przecież z nimi prowadzili wojnę. Ludziom życie odebrać można było byle kamieniem, ale by zabić Kwami potrzeba było czegoś znacznie więcej.
Oręż wykuty został przez Rokko, Kwami skorpiona, który jako jeden z nielicznych wiedział co takiego jest w stenie pozbawić jego gatunek życia. Każdy stop metalu nasączał swoim jadem, lub toksyną wydzielaną przez Zabba, dzięki czemu ostrze mogło przeszyć odporną na ciosy skórę Kwami. Choć Rokko nigdy wcześniej nie ośmieliłby się podnieść dłoni na swego pobratymca, za namową Plagga postanowił stworzyć swym sojusznikom broń, by mieli czym się bronić. Czym walczyć. Czym zabijać. Czym wygrać wojnę. Bo czasy sielanki się skończyły.
Plagg przetarł zmęczone oczy i wszedł do kolejnego namiotu wypełnionego rannymi. Nie było ich tam wielu, ledwie pół tuzina. Byli to jednak najbardziej ranni, ci których życie wisiało na włosku. Na jednym z posłań Czarny Kot dostrzegł srebrnowłosą Oddę. Zabb stał przy jej łóżku, układając kwiaty w wazonie.
Kwami Chaosu poczuł ogromną gulę w gardle. Wziął głębszy oddech i podszedł do przyjaciela.
- Co z nią?
- Kakammi mówi, że jej się polepsza. Przyniosłem trochę jej ulubionych kwiatów, by gdy się już obudzi miała coś na przekąskę - Zabb usiadł na kołdrze i ujął dłoń ukochanej. Na rękach jak zawsze miał grube rękawice. Zdejmował je jedynie na polu walki, gdzie jego dłonie były równie skuteczne co ostrze jego miecza, dzięki swemu toksycznemu dotykowi.
- A co z tobą? - dopytywał się Plagg. - Nieźle oberwałeś, broniąc jej przed Ferro.
- Jest w porządku - oznajmił Drzewołaz, choć widać było, że bandaże na jego ramieniu, aż nadto przesiąknęły krwią. Sam Zabb najwyraźniej nie miał zamiaru ruszać się od łóżka Sowy, by je zmienić.
Plagg westchnął, wiedział, że nie przekona przyjaciela by zadbał o swoje zdrowie. W tej chwili liczyła się dla niego tylko jego kamase. Wpatrzył się w parę zakochanych. Nigdy wcześniej nie sądził, że będzie im tak zazdrościł. Nie mogli się nawet dotknąć, ani pocałować, jednak mieli siebie. A on był zupełnie sam.


Plagg szedł przedzierając się przez gęstwinę. Sam nie wiedział dokąd zmierza, chciał po prostu złapać oddech. Na chwilę zostawić wszystko za sobą. Szedł więc przed siebie, póki nie dostrzegł znajomej sylwetki siedzącej na pniu obalonego buku po środku polany. Zatrzymał się na skraju lasu i wpatrzył w postać. Po chwili Tikki wolno obróciła głowę w jego kierunku i spojrzała swymi błękitnymi oczyma wprost w jego źrenice.
Czarny Kot odruchowo wyjął broń z futerału i stanął w pozycji bojowej, gotowy do walki. Na Biedronce jednak nie zrobiło to większego wrażenia. Jakby było jej wszystko jedno co się z nią stanie. Była nieuzbrojona i najwyraźniej niechętna do jakiejkolwiek walki. Plagg jednak nie opuszczał klingi.
- Powinienem Cię teraz zabić i zakończyć to wszystko - odezwał się, przerywając nocną ciszę.

Wolna Tikki

- Och, uważasz że moja śmierć by to skończyła? - wyszeptała Tikki zwracając spojrzenie z powrotem na niebo. - A czy jej śmierć cokolwiek pomogła? - Plagg zacisnął dłonie mocniej na rękojeści miecza, czuł jak wzbiera w nim wściekłość. - Usiądź lepiej koło mnie i patrz ze mną jak wszystko to co mieliśmy chronić, płonie.
Ostatnie słowo mimo, że wypowiedziane najciszej, najbardziej uderzyło Kwami Chaosu. Coś w nim pękło. Do jego świadomości dotarło coś o czym od dawna wiedział, a czemu zwyczajnie nie chciał przyznać racji. Chcąc wszystko naprawić, zniszczył wszystko. Z rąk wypadł mu miecz, a sam Plagg zaczął się śmiać. Nie był to jednak wesoły śmiech rozbawionego człowieka, a gorzki rechot szaleńca, który właśnie zdał sobie sprawę z własnego obłędu.
Kot podszedł do Biedronki i usiadł na ziemi podkulając nogi pod brodę. Podobnie jak ona wpatrzył się w księżyc.
W ciszy nocy można było usłyszeć jedynie szum liści drzew. W lesie od dawna nie było już żadnych zwierząt. Ucichły ptaki, a nawet owady. Wyniosły się z krainy zatopionej w konflikcie. Kwami i ludzie zostały sami ze swoja wojną.
- Nie uważasz, że księżyc świeci dziś wyjątkowo jasno? - odezwała się Biedronka. - Jakby chciał nam powiedzieć, "widzimy się niebawem". Tylko nie zdradza czy tu, czy po jego drugiej stronie.
- To gdzie się spotkamy, zależy od nas - odparł Plagg. - Od nas zależy, z której strony będziemy go oglądać - mruknął Kot, nie spuszczając wzroku z srebrnej tarczy. - Musimy to przerwać Tikki - dodał po chwili pewnym głosem. - Zawrzyjmy rozejm.
Tikki pokręciła głową.
- To nic nie da Plagg. Za daleko zaszło. Zbyt wiele krwi zostało przelanej. Nie przestaną walczyć, póki nie zwyciężą.
- W tej wojnie nie będzie zwycięzców - oznajmił zielonooki. - Wszyscy jesteśmy przegrani. Ja... Chciałem jedynie, by wszyscy byli równi - dodał szeptem.
- I są. Równo walczą, równo umierają. Za to co w naszym mniemaniu jest słuszne. Za wolność, za porządek, za życie - Biedronka przez cały czas mówiła bardzo spokojnym i monotonnym głosem. Plagg powoli zaczynał mieć tego dość. - Więc w pewnym stopniu ci się to udało.
- Nie to chciałem osiągnąć!
- Żadne z nas nie chciało.
- Jak możesz mówić to bez cienia jakichkolwiek emocji!? - warknął Plagg, w końcu nie wytrzymując tonu towarzyszki. Spojrzał na nią ze złością. - Zawsze byłaś zdystansowana, ale żeby aż do tego stopnia...
Dopiero po chwili dostrzegł łzy spływające po policzkach Tikki, błyszczące w świetle księżyca.
- A ty zawsze byłeś nazbyt porywczy - odezwało się Kwami Ładu.
Plagg nie spuszczając wzroku z Czerwonej, ujął delikatnie jej dłoń, sprawiając tym samym, że ta zwróciła na niego spojrzenie.
- To musi się skończyć - oznajmił.
- Wszyscy jesteśmy winni tego co stało się z naszą krainą. Wszystkim należy się kara. Zmieniliśmy historię - westchnęła Tikki. - Naszą i całego świata.
- Więc zmieńmy ją ponownie - zaproponował Plagg.
- Jak?

- Tak jak poprzednio. Razem.
By przestało padać

Słońce odkąd tylko zawitało na niebie, świeciło całą swą mocą, dając energię wszystkiemu co żyje. To własnie dzięki niemu, kwiaty mogły kwitnąć, owady zbierać z nich nektar, a ptaki latać po bezchmurnym niebie.
Kwiecistą łąkę wypełniała melodia grana na skrzypcach, której idealnie akompaniowały odgłosy Matki Natury.

Tammin forma

Niektórzy mogli by się sprzeczać, że instrument stanowiły jedynie tło muzyczne dla śpiewanych przez ptaki i owady pieśni, którym od wieków wtórował wiatr i płynąca w strumieniu woda. Zapewne mieliby oni rację. Dla niej jednak, to właśnie utwór wygrywany na skrzypiec i osoba, która wydobywała z nich tę harmoniczną melodię, była w tej chwili najistotniejsza, i to właśnie w nim utkwione miała swe rozanielone spojrzenie.
Czerwonowłosa zdawała się nie dostrzegać niczego, poza ów mężczyzną. Piękna sceneria była niczym, przy stojącym przed nią grajkiem.
Klęcząc, w dłoniach ściskała bukiet łąkowych kwiatów, podarowanych jej przez wybranka. Melodia wydawała się zapierać jej dech w piersiach, jakby słyszała ją po raz pierwszy. W rzeczywistości wysłuchiwała jej przy każdym ich spotkaniu, a ona nigdy nie miała jej dość. Bo grał ją dla niej i tylko dla niej.
Gdy wybrzmiał ostatni dźwięk, serce Tammin na moment zamarło. Skrzypek powoli rozchylił powieki, które przez cały czas miał mocno zaciśnięte, by móc skupić się na grze. Gdy tylko spojrzenie jego błękitnych oczu spotkało się z jej złotymi, na ustach obojga pojawiły się delikatne uśmiechy.
Mężczyzna położył ostrożnie swój instrument wśród polnych kwiatów i powoli zaczął kroczyć ku swej pięknej ukochanej. Gdy był zaledwie kilkanaście centymetrów od niej, wyciągnął ku niej swą dłoń, jakby zapraszając Czerwoną do tańca.
Tammin bez słowa sięgnęła by pochwycić wyciągniętą rękę mężczyzny. Wtem poczuła zimną kroplę deszczu spływającą po jej rozgrzanym policzku. Spojrzenie czerwonowłosej powędrowało ku niebu. Słońce przysłaniały kłębiaste chmury, na których widok dłoń Kwami opadła bezwładne na jej podołek.
- Do zobaczenie później, mój kamase - wyszeptała spuszczając wzrok. Kąciki jej ust zadrżały, a uśmiech niemal zniknął z jej twarzy.
Ku ziemi powoli zaczęły opadać drobne krople wody, by zaledwie po chwili zamienić się w istną ulewę.
Gdy istota ponownie zdecydowała się spojrzeć na ukochanego, już go nie było. Jednak zniknął nie tylko on. Przepadły również wszystkie stokrotki, chabry i maki. Nie było śladu po niezapominajkach, czy astrach, a nawet soczysto-zielonej trawie. Zniknęła cała łąka. Tammin znajdowała się teraz pośrodku mrocznej polany. Była cała mokra i zupełnie sama.


Znalazła ją na polanie, tam gdzie zawsze ją znajdowała. Siedziała z podkulonymi nogami cała przemoczona, wpatrując się w martwy punkt przed sobą.
Tikki bez słowa przysłoniła jej widok i przyklękła przed nią.
- Znów pada - oznajmiła Tammin. - Nienawidzę deszczu.
- Wiem.
- Czy wiesz dlaczego?
- Wiem - wyszeptała Tikki.
Tammin zdawała się jednak tego nie słyszeć.
- Bo tylko on jest w stanie zniszczyć moją iluzję.
- Wiem.
- Zmywa ją - kontynuowała Tammin, ignorując słowa Biedronki. - Niszczy. Tylko on jest w stanie ukazać prawdę, przypomina, że iluzja jest tylko iluzją. Tylko iluzją, kłamstwem. Uświadamia, że żyję w kłamstwie. Nie chcę tego.
- Więc przestań się okłamywać.
- Kiedy nie chcę... Chcę jedynie by przestało padać.
- Tammin minęło tyle lat...
Deszcz powoli przestawał padać. Tikki ułożyła dłonie na ramionach przyjaciółki, patrząc jej prosto w oczy.
- Czas zapomnieć.
- Kiedy nie potrafię... Nie chcę zapomnieć. Chcę jedynie, by przestało padać.
Deszcz przestał padać, a zza chmur powoli zaczęło wychodzić słońce.
Tikki zacisnęła pieści i podniosła się na równe nogi. Odsunęła się od przyjaciółki na kilka kroków i zmierzyła ją srogim spojrzeniem od stóp do głów.
- Spójrz tylko na siebie. Jesteś jak własny cień. Odkąd... Znikasz na całe dnie i przesiadujesz na tej nędznej polanie, zatracając się w swoich mocach. Sama jesteś sobie winna, tego co cię spotkało. Nie słuchałaś mnie. Mówiłam ci, że źle wybierasz.
- Dlaczego?
- Bo to człowiek! - wykrzyknęła niebieskooka, jakby było to coś oczywistego. - A ludzie przemijają, jak noc i dzień. Gasną jak ogień. Umierają.
Zapadło milczenie, w którym świetnie było słychać ptaki i owady powracające po obfitym opadzie do swej codziennej rutyny.
- Powiedz, czy kiedyś kochałaś, Tikki - wyszeptała po chwili czerwonowłosa.
- Ja...
- Czy kiedykolwiek kochałaś?
- Przecież wiesz, że nie, Tammin.
- Więc życzę ci tego z całego serca najdroższa przyjaciółko. Bo nie ma nic wspanialszego ponad to uczucie. Serca bijące jednym rytmem, które odnalazły się wśród tak wielu melodii. Nie ma cudowniejszego doznania, niż miłość drugiego. Nie ważne czy jest nim człowiek, czy jeden z nas. Może wtedy zrozumiesz, że to nie my wybieramy, tylko jesteśmy wybierani. Obyś któregoś dnia i ty doświadczyła tego zaszczytu, moja gameo.
Po tych słowach na twarzy Tammin powrócił uśmiech.
- Przestało padać - zauważyła, utkwiwszy spojrzenie w czymś za plecami Biedronki Tikki dostrzegła, że wkoło niej zaczynają pojawiać się kwiaty, a polana zamienia się powoli w barwną łąkę. Odwróciła się prędko i dostrzegła za sobą kroczącego ku niej czarnowłosego mężczyznę. Uśmiechał się. Grajek przeniknął przez nią i zatrzymał się przed Tammin z wyciągniętą ku niej dłonią. Tym razem Kwami pochwyciła jego rękę i para wspólnie ruszyła do tańca.
Biedronka przyglądała się temu przez chwilę, po czym odwróciła się z rezygnacją i odeszła, zostawiając Tammin sam na sam z jej iluzją.


Tikki stała na marmurowym nagrobku, wpatrując się w czarno-białe zdjęcie i napisy wygrawerowane na płycie.
- Wszystko dobrze Tikki? - odezwała się Natalia nieco zlękniona milczeniem kwami.
- Wszystko w porządku - odparła cichutko Biedronka. - Chcę jedynie... By przestało padać - oznajmiła ocierając policzek.

- Przecież nie pada.
t - b - efunnyFrankyGaleria
Serie
Story
Partnerka | Zmiana ról | W niepamięci | Powrót do przyszłości | Deszczowa piosenka | Wesołe miasteczko | Stary znajomy | Nagrodzeni | Ta inna rzeczywistość | Pokonać strach | W odwiedzinach | Szach-Mat | Misja-wieloświat | Etap II | Senna wycieczka | Po drugiej stronie lustra | Powrót Nazz | Magiczna noc | Przygody Agenta Spika | Bo tak | Z duchem czasu | Jeszcze tego nie było, by jajko dziobaka uczyło | Nic specjalnego | Wymiar Omega | Tomato kolor czerwieni | Krętymi drogami | Historia, która nie miała się wydarzyć | Łapaj karpia | Wakacyjna nutda | Na zawsze Niebieska
Drobny szczegół
Harmonia relacji | Grając pierwsze skrzypce | Na ratunek sytuacji | Na skraju jutra
Kalejdoskop zdarzeń
Nigdy więcej wojny
Zastępowe opowieści
(pisane wspólnie z Sara124)
Nowa droga | Nowa w zastępie | Pierwsza prawdziwa miłość | Bitwa zastępów
Pełnometrażowe
Powiązane z seriami
Heca jajeczna | Wodny zamach | Fineasz u dentysty | Dawno temu w przedszkolu | W tańcu | W końcu | Kwaśne winogrona i słodkie cytryny |
Niepowiązane z seriami
Klejnot oceanu | Kajmakowy sok |
Pisane z innymi użytkownikami
*Opko na nudę (pisane wspólnie z NaluChan )
Bohaterowie
Pierwsze pokolenie
Daniella Shine | Nazz Jefferson | DS | Paulin Heller | Scott Shine | Natalie Middleton | Malcolm Morgan | Simon Graham | Penny | Vanillia | Hanna Taylor | Ludwik Klaus Wulfryd Tyberiusz Gugungtenpruljungingen IV | Wampirzyca | At Last
Drugie pokolenie
Summer Flynn | Aleksis Fletcher | Sintia Fletcher | Camille Tjinder | Nathan Van Stomm | Gavin Van Stomm
Inne
Piosenki
Zatrzymać czas | Zaśpiewaj | Złamana obietnica | Za drzwiami | Wybacz | Raz, dwa, trzy... | Pszczoły, ule i wosk! | Piekielny pocałunek | Melodia dla Nikogo | Kołysanka Sleepy Soul | Dzika muzyka | Deszczowa piosenka | Czy to miłość?
Rodziny
Rodzina Shine | Rodzina Fletcher-Shine
Lokalizacje
Ogródek rodziny Flynn-Fletcher | Dom rodziny Shine | Wzgórze Izabelli | Grandville | Jail-Jelly | Quarta | Wymiar Omega
Organizacje
Front Wyzwolenia Ziemi | ROOCS | Saturn H.O.M.E. | Zastęp ogników 22107
Przedmioty i wynalazki
Przygody Agenta Spika | Twarzoksiążka | Zemster
Fanon Miraculum
Niepowstrzymani
Rogalik prawdę Ci powie | Derpy roku | Echo przeszłości | Z nastaniem nocy | Tam, gdzie latają Akumy | Derp na Biedroblogu | W świecie Fan-Fiction | Zabawa w bohatera | (Nie)zapomniana historia | Nieplanowana przygoda z Mary Sue | Dzieje Plaggi i Ed | Mistrz kierownicy | Elfie zamieszki | Ogrzana afera | Pomocna dłoń | Koniec bezczynności | Czemu się nie uśmiechasz? | Nienazwane
Inne
Histogariusz
Bohaterowie
Postaci
Aleksis Lefiampi | Edith Frasinati | Daniel Sorel
Kwami
Odda | Zabb | Poogo | Arria | Tosuu
Fanon My Little Ponny
FanFiction
Ostatnia Kołysanka
Fanon Kung Fu Panda
FanFiction
Sztuka Papieru
Bohaterowie
Tao Nakamura | Shi RuiShu
Szablony
Zakładki | Serie | Bohaterowie | Bohaterowie: Story | Piosenki: Story | Lokacje: Story | Drobny szczegół | Poza Fandomem | Kung Fu Panda | Rodzina Shine | Zastęp 22107
Advertisement